piątek, 29 lipca 2011

Jealous.

Walcząc z samą sobą, staram się codziennie wstawać o jak najbardziej przyzwoitej godzinie. Wychodzi mi to nawet całkiem nieźle, co sprawia, że moja samoocena w szalonym tempie rośnie. Jak to niewiele potrzeba, żeby się skutecznie dowartościować.

Pokażę wam kilka zdjęć z dnia otwartego stadionu narodowego, który odbył się w niedziele i zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie.


Trazm muszę doprowadzić do ładu dom, a w następnej kolejności siebie.
Trzymajcie się cieplutko :)

czwartek, 28 lipca 2011

Happy day.

Ostatnie dni mijają mi bardzo pozytywnie. Wszystko mi się udaje (poza dzisiejszym obiadem, który mama dyskretnie wyrzuciła), a do tego mam bardzo pozytywne nastawienie do otaczających mnie zdarzeń i spraw.

Ostatnio przeglądając zdjęcia natknęłam się na te z redakcji Newsweek'a, w której miałam przyjemność być w marcu bieżącego roku. To był naprawdę cudownie spędzony czas, wielu ciekawych ludzi udało mi się tam spotkać i miałam zaszczyt oglądać ich pracę od środka. To naprawdę fascynujące, ile osób pracuje nad stronami, które przeglądam zazwyczaj przy śniadaniu każdego dnia. Podzielę się tu z wami kilkoma zdjęciami, które udało mi się zrobić, przed tym, jak wpadłam w stan takiego podekscytowania, że zapomniałam, do czego służy aparat. - tak właśnie wygląda ten tygodnik przed złożeniem go w jedną, wielką, super składną całość.





Na zdjęciach widać korektę, zmiany wprowadzane przez kilkunastu dziennikarzy tylko po to, by artykuł był bardziej przejrzysty. To wszystko jest naprawdę niesamowite. Myślę, że dzień spędzony w redakcji był jednym z najciekawszych i najbardziej twórczych w moim życiu. Rozmowy z panem Piotrem Aleksandrowiczem - szefem działu biznes, były fascynujące i nigdy nie myślałam, że gospodarka, ekonomia i świat biznesu mogą być aż tak ciekawe.
Mogłabym o tym wszystkim pisać jeszcze wiele godzin, ale myślę, że tych wspomnień po prostu nie da się opisać - tam trzeba być, to trzeba przeżyć.

Tymczasem ja uciekam znów zatracać się w lekturze popijając pyszne latte i zastanawiając się, jakim cudem Sparks zwykłym romansidłem potrafi tak bardzo przykuć moją uwagę.

wtorek, 26 lipca 2011

Guardian angel.

Pomimo wyczerpania, jakie czułam wczoraj zasypiając, dziś obudziłam się bardzo wcześnie. Najwidoczniej już odespałam te 10 miesięcy, gdzie 6 godzin snu to było pełne szaleństwo. Teraz próbuję powybierać najlepsze zdjęcia z ostatnich miesięcy, aby zabrać je do wywołania. Zdjęcia w formie papierowej mają dużo większą siłę, niż te widziane na ekranie komputera.
W niedziele byłam obejrzeć stadion narodowy i muszę powiedzieć, że zrobił na mnie duże wrażenie. Przede wszystkim zaskoczyła mnie organizacja całego wydarzenia, wszytko działało sprawnie, nie było tłoku, przepychanek. Duży plus ode mnie.

Polecam wczorajsze wydanie NEWSWEEK'a, dużo naprawdę ciekawych artykułów i cudownie zrobiony dodatek KOBIETA,

Totalnie uzależniłam się od Desperate Housewives. Oglądam je już w ilościach hurtowych.


Miłego dnia:)

sobota, 23 lipca 2011

People are terrible.

Czy nie zastanawialiście się nigdy nad tym, jak perfidni i okropnie potrafią być ludzie? Takiej porcji nienawiści, tłumionych złych emocji, nie może w sobie nosić żadna istota na tej ziemi poza człowiekiem. Pies gdy jest zły to gryzie. Wiesz wtedy kto Cię ugryzł, wiesz również, że nie ugryzł Cię bez powodu - może wtargnąłeś na jego terytorium, może nadepnąłeś na jego łapę. Pies zawsze ma powód. Podobnie jest z kotami, szczurami, krokodylami i wszystkimi innymi istotami ze świata zwierząt. Człowiek taki nie jest. On będzie się do Ciebie uśmiechał, będzie mówił, że się nie gniewa i wszystko jest w porządku, czasami będzie Cię nawet wspierał, ale tylko po to, by w jak najmniej spodziewanym momencie wbić Ci nóż prosto w serce.
Zawsze bawiło mnie, w jak subtelny sposób ludzie potrafią okazywać swą niechęć. Najbardziej cieszy wtedy, gdy uda się ,,przyjaciela" ośmieszyć w towarzystwie lub tam, gdzie będzie mogło to zobaczyć bardzo wiele osób.  Jedno słowo, źle wymówiony wyraz w innym języku wystarczy, by nasz ,,zaufany człowiek" miał niezłą zabawę. Subtelne, ale jakże skuteczne.

Jestem bardzo zmęczona dzisiejszym dniem. Jutro czeka mnie podróż do stolicy, ale wracam już w niedziel.
Zostawiam was z piosenką, która kojarzy mi się z wieloma ciekawymi sytuacjami z ostatniego czasu.

czwartek, 21 lipca 2011

Day of the computer.

Dzisiejszy dzień postanowiłam poświęcić na doprowadzenie do ładu mojego komputera. Odkąd wrócił z serwisu (co nastąpiło jakiś miesiąc temu), nie miałam czasu na zajęcie się nim i wgranie wszystkich potrzebnych programów, muzyki, zdjęć. Bardzo wiele rzeczy uległo całkowitemu zniszczeniu i niestety nie uda mi się już nigdy ich odzyskać. Siedzę więc tak już kolejną godzinę i wgrywam aktualizacje, nowsze wersje i wszystko co jeszcze może w jakiś sposób poprawić jego działanie. Wyrzuciłam już chyba jakieś milion płyt, które były tak stare, że nawet nie dało się ich odczytać. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu udało mi się odnaleźć mnóstwo starych zdjęć, filmów, o których istnieniu całkowicie zapomniałam.

Tymczasem wypijam kolejną szklankę Leona i zaczynam przeglądać następne płyty w poszukiwaniu czegoś cennego :)

środa, 20 lipca 2011

I'm fed up.

Każdy ma swój sposób na gorszy dzień. Jedni dobijają się słuchaniem smutnej muzyki, inni idą na zakupy, kolejni muszą wypłakać się przyjaciołom. Ja mam na to jednak swoją idealną i jedyną w swoim rodzaju metodę - gotuję.

Już wczoraj postanowiłam nastawić budzik na 8.30, ponieważ od jakiegoś czasu miałam wyrzuty sumienia, że sypiam do południa i marnuję tak wiele cennego czasu. Tak więc pierwszą myślą po obudzeniu było to, że przyjemnie byłoby zacząć dzień od zjedzenia pysznych naleśników w dżemem truskawkowym domowej roboty. Z racji, że staram się w miarę możliwości spełniać wszystkie zachcianki, zeszłam na dół, wyjęłam mikser i rozkoszowałam się zapachem mleka, mąki, jajka i innych składników, z których miały powstać moje naleśniki. Powstało ich tyle, że z całą pewnością najadło by się nimi pół wojska. Udało mi się również odkryć, że równie świetnie smakują posmarowane fantazją z orzechami w czekoladzie. To był miły poranek, lubię jeść naleśniki i czytać poranną prasę, wyciszając do minimum swoje myśli.
W akcie desperacji postanowiłam posprzątać i zrobić wielkie prasowanie.  Mój wrodzony masochizm domagał się jednak kolejnych poświęceń, czemu sprzyjał fakt, że zbliżała sie pora obiadu. Wyjęłam więc zeszyt z najlepszymi przepisami mamy i znalazłam w nim prawdziwą perłę - zupę meksykańską. Nazwa nie do końca odzwierciedla to, czym owo danie jest, gdyż w prawdziwej meksykańskiej restauracji używa sie przynajmniej kilkudziesięciu rodzaju papryczek, ja miałam jedną - z torebki. Wzięłam jednak 7 ziemników, 3 marchewki, puszkę kukurydzy, czerwonej i białej fasoli, sok pomidorowy i wiele innych i znów wyłązyłam myśli. Gotowałam tę zupę ponad dwie godziny, wypłakałam sobie oczy, gdy musiałam pokroić 7 cebul, ale stało się to dla mnie swego rodzaju katharsis. Zupa wyszła naprawdę pyszna i jestem z siebie dumna.

Obejrzałam dziś również niezliczoną ilość odcinków ,,Gotowych na wszystko". Ten serial ma na mnie działanie niesamowicie odstresowujące. Chyba już zawsze będzie śniła mi się Bree Van De Kamp, która od zawsze jest moją ulubioną serialową bohaterką.

Tymczasem piję kawę i przeglądam stare zdjęcia, z których muszę wybrać swoje ulubione i zanieść do wywołania. Doszłam bowiem do wniosku, że zdjęcia oglądane na ekranie komputera mają taką samą wartość jak e-booki, których jestem zagorzałą hejterką. Zdają egzamin jedynie w podróży, a domu, przy kawie i czekoladzie dobrze jest czuć zapach papieru.

piątek, 15 lipca 2011

Harry Potter.

Jestem niesamowicie podekscytowana, a zarazem jest mi bardzo smutno, że już za kilka godzin obejrzę ostatnią część przygód Harrego Pottera. Czytałam te książki od dziesięciu lat, raz po raz, na pamięć znam niektóre dialogi i ulubione fragmenty. Na każdy film czekałam z utęsknieniem, porównując go później z książką. To wszytko tak po prostu ma się dziś skończyć? Nie.
Harry Potter ukształtował światopogląd wielu moich rówieśników, był dla nich czymś więcej niż tylko książkowym bohaterem. Kto z nas w dzieciństwie nie marzył o liście ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie? To takie piękne wspomnienia. Ta książka uczyła nas wrażliwości, ukazywała, jak dobro potrafi triumfować nad złem. Ta piękna historia nigdy się nie skończy. Zawsze będziemy wracać do książek o Harrym, Ronie i Hermionie, zawsze będziemy wyobrażać sobie ten świat, który nasza wyobraźnia sama namalowała, jeszcze przed obejrzeniem filmu.

Zastanawiałam się ostatnio, który tom przygód Harrego jest moim ulubionym. Nie znalazłam odpowiedzi. Na każdy z nich patrzę z innej perspektywy, poznawałam go w innych momentach mojego życia. Cóż, inne spojrzenie na świat ma się w wieku 7 i 17 lat. Moim zdaniem najpiekniejsze w tym jest jednak to, że zawsze potrafiłam się zatracić w tym bajkowym świecie, bez wględu na czas i miejsce przerzucania kolejnych stron Pottera.  Często byłam rozczarowana filmem - reżyser miał inną wizję tej historii niż moja wyobraźnia, a moim zdaniem jej scenariusz był zdecydowanie ciekawszy.
Mam nadzieję, że jeszcze przez wiele lat będę mogła zarażać dzieci i dorosłych moją pasja do Harrego - ta książka przecież nie ma granic.
Ostatnia część, a właściwie druga część ostatniej części, stanie się dopełnieniem tej wspaniałej opowieści. Opowieści, która tak wielu ludzi z całego świata prowadziła przez życie. Bez względu na wszystko, Harry zawsze będzie miał dziesiątki milionów fanów na całym swiecie, którzy będą w stanie poświęcić wiele, by przeżyć z książką kolejną ciekawą przygodę.

czwartek, 7 lipca 2011

Active.

Jestem w siódmym niebie, ponieważ wreszcie mamy słońce! Brakowało mi go przez prawie dwa tygodnie, więc czymś cudownym jest fakt, że znów się pojawiło..
Jestem w bardzo dobrym humorze, pomimo tego, że wstałam dziś o 8! Bolało, bardzo bolało, ale czego nie robi się dla chwili przyjemności. Wybrałyśmy się z Pauliną na basen, a że to nam się udało, to prawdziwy cud, gdyż wstała ona o godzinie 9.26, a autobus był 9.30. To się nazywa być superbohaterem.
Nie pływałam już całe wieki, więc dosyć niepewnie czułam się w wodzie, aczkolwiek liczę, że z każdym razem będzie lepiej. Na basen w naszym niewielkim mieście trzeba chodzić jak najwcześniej, godzina 10 to już zdecydowanie za późno, ludzi jest coraz więcej, trudno jest się swobodnie poruszać.
Jutro planuję jakieś małe zakupy, potrzebuję pomarańczowych szortów i sukienki.

środa, 6 lipca 2011

Scammers.

Relacje międzyludzkie to ta cząstka świata, która niezmiernie mnie interesuje. Codziennie mam okazję patrzeć na ludzi, którzy w zależności od sytuacji przybierają różne maski i najciekawsze w tym wszystkim zawsze jest dla mnie to, czy kiedyś będę miała okazje zobaczyć ich prawdziwą twarz.
W ostatnich dniach gdy jechałam autobusem widziałam grubkę znajomych. Niby nic dziwnego, rozmawiali, śmiali się. Aczkolwiek za każdym razem, gdy któraś z tych osób opuszczała autobus pozostali uciniali sobie niekoniecznie przyjemne rozważania na jej temat. Działo się to bez większych zakłuceń - wysiada osoba, wrzucamy ja sobie na tapete, najchętniej obrażamy, wysiada kolejna, zapominamy o poprzedniej - zajmujemy się czymś świeżym. Zaskoczyła mnie w tym wszystkim jedna rzecz - żadna z tych osób nie zdawałą się sądzić, że kolejną będzie właśnie ona, bo jej przystanek jest najbliżej. Nie wiem, czy było to spowodowane ograniczoną percepcją umysłową, czy tez naiwnością, że jest się dla grupy tak ważnym, że nikt nie odważy się rozpocząć rozmowy na jej temat.Obie te wersje są nieoptymistyczne i przerażają mnie.
Smutne jest w tym wszystkim również to, że jestem pewna, że ja również daję się wplatać w takie gierki. To właśnie dlatego nie wierzę w jakiekolwiek bliższe relacje między ludzkie, we wszelkiego rodzaju potrójne przyjaźnie. Chwilowe znajomości nikogo nie zranią, są zazwyczaj bezinteresowne, gdyż człowiek nie ma czasu na przemyślenie, jakie korzyści mógłby wyciągnąć z takiej relacji.
W ostatnim czasie bardzo rozbawiło mnie, gdy jedna z moich znajomych ze szczegółami opisała mi życie i problemy swych ,,przyjaciół". Ot, tak po prostu, żeby zabić czas krotką opowieścią. Takie sytuacje tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że mam rację, a moje obserwacje są słuszne.
Tymczasem za oknem nadal pada deszcz, a ja dodatkowo czymś się zatrułam i od wczoraj umieram z powodu bólu brzucha.
Sting ostatnio dosyć poważnie wtargnął w moje życie.

wtorek, 5 lipca 2011

Come closer.

Pogoda iście wakacyjna. Nigdy nie spodziewałabym  się, że w dniach 27.06 - 5.07 może padać niemal bez przerwy. Są to dni wycięte z mojego życiorysu. Nie robiłam nic poza tym, że czytałam, czytałam, czytałam, spałam, jadłam, oglądałam House, spałam, jadłam, sprawdzałam Facebook z częstotliwością co 15 minut, jadłam, spałam i tak w kółko. Nie chce mi się nawet uczyć francuskiego, nie robię totalnie nic, co byłoby w jakiś sposób konstruktywne i mogło przynieść pożytek. Z biegiem czasu takie lenistwo zaczyna męczyć. Zdecydowanie brakuje mi również witaminy D, więc z niecierpliwością oczekuję już czwartku, gdy będę mogła wyjść na słońce i po prostu siedzieć. Cudowne.
Poza tym uzależniłam się od maślanych bułeczek zjadanych z dżemem. Pochłaniam ich zastraszające ilości, przegryzając czekoladą.

Coś dzieje się z blogspot, nie mogę wstawić wideo, podaję więc link, do muzyki dziewczyny, która totalnie przez ostatnie dni zawładnęła moim umysłem, jej głos jest dla mnie czymś nieprawdopodobnym.
http://www.youtube.com/watch?v=ZiqzgDmpnqU&feature=relmfu

Trzymajcie się cieplutko :)

,,3096 dni"

Książka, która w ostatnich dniach wstrząsnęła mną nieprawdopodobnie mocno to z całą pewnością ,,3096 dni" napisana przez Natasche Kampusch. Opisuje ona swoją historię od momentu porwania i uwięzienia w 1998 roku, przez swoje życie z oprawcą, aż do uwolnienia 8 lat później. Do książki tej nie da się podejść bez emocji, neutralnie. Czyta się ją całym sobą, niemożliwe jest przerwanie choćby na  chwilę. Czytelnika przeraża świat w jakim żyje bohaterka, sprzeciwia się temu, a jednocześnie zastanawia, jak wiele dziewczynek i kobiet przeżywa podobną gehennę w tej właśnie chwili. Książka jest naprawdę niesamowita i z całą pewnością warta przeczytania.