czwartek, 29 grudnia 2011


Trzeba być mną, by przejść połowę miasta w poszukiwaniu jednej rzeczy, by w końcu to znaleźć, kupić i .... zgubić! 

Katharsis

Znasz to uczucie, gdy wydaje się, że wszystko jest w porządku, a jednak coś nie gra? Gdy uśmiechasz się próbując wmówić sobie, że ten człowiek nie miał dla Ciebie żadnego znaczenia, a jednocześnie wyrzucasz wszystkie materialne rzeczy kojarzące się z nim, próbując w ten sposób wymazać wspomnienia? Narzucasz sobie myśli, próbujesz manipulować własnym umysłem, ale to ciągle nic nie daje.

Ten rok postanowiłam zakończyć w idealnym ładzie, materialnym ładzie. Pomimo, że generalne porządki w moim pokoju odbywają się przynajmniej raz w tygodniu, to wczoraj wyrzuciłam wszystko z szafek, szafeczk, szuflad i szufladeczek i zaczęłam ,,porządkować" swoje życie. Porządkować w tym wypadku oznaczało wyrzucanie wszystkiego do kosza, ,,formatowanie dysku" dosłownie i w przenośni. Znalazłam nawet pamiętnik, który pisałam od trzynastego roku życia i  jego również postanowiłam się pozbyć. Przeczytałam go od deski do deski, śmiejąc się na głos z przerażenia zastanawiając się co się stało z moim życiem, gdzie to wszystko się podziało. Na koniec wrzuciła go w ogień i z pewną fascynacja patrzyłam jak zamienia się w popiół. Liczyłam chyba na swego rodzaju katharsis, nie wyszło. Znalazłam książki, które wypożyczyłam z biblioteki jakieś 4-7 lat temu. W ramach porządkowania postanowiłam je nawet oddać, ale co najśmieszniejsze - bałam się! Na szczęście zawsze na tym świecie znajdzie się ktoś odważny, kto zrobi to za mnie. Pani w jednej z biblioteki podziękowała, za zwrot książek w terminie. Dobrze, że nie ja nie musiałam tam być. Zrobiłam listę rzeczy pilnie mi potrzebnych, wydaje się, że wszystko jest już uporządkowane, a jednak ciągle coś nie daje mi spokoju. Nie wyszło. 

Mój raj - fotel na biegunach, gorąca kawa, czekolada i książka. To mnie uspokaja.


sobota, 5 listopada 2011

Przez ostatni tydzień nie miałam wolnych 15 minut, aby usiąść i napisać tutaj cokolwiek. Nie potrafię wrócić do normalności, do tego normalnego życia, gdzie wszystko musi być zrobione na wczoraj, gdzie muszę trzymać język za zębami, gdzie przed każdym wyjściem z domu trzeba godzinami przeglądać maski i zakładać tę, która pasuje do sytuacji, Nie potrafię.
Było cudownie. Ludzie z Włoch, Grecji, Słowenii, Francji, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii okazali się fantastyczni, każda minuta spędzona z nimi wypełniona była śmiechem i żartami. Nauczyłam się przeklinać się w sześciu obcych językach, i oczywiście dałam coś z siebie: uwielbiam słyszeć to słodkie ,,CZeŚĆ!". Uwielbiam włoską kuchnię i rodzinę u której mieszkałam. Ludzie byli po prostu niesamowici, nie da się tego opisać słowami. Cóż, czas wrócić do szarej rzeczywistości, gdzie na nikogo tak naprawdę nie można liczyć, a każdy tylko czeka, by wbić Ci gdzieś szpilkę.
Bardzo tęsknię za Mediolanem, Gavirate, Varese i wszystkimi innymi miejscowościami, w których spędzałam czas, a ich nazwy nie potrafię nawet wymówić.







Tymczasem,  dzisiaj półmetek, czas najwyższy zabrać się za naukę, by jutro móc SPAĆ! Mam niesamowite zaległości w szkole, a jednak nie potrafię się zmotywować do pracy.

3majcię się ciepllutko :)

piątek, 21 października 2011

Jesteśmy w MEDIOLANIE!

Próbuję się spakować. Próbuję - to jest dobre słowo określające stan wszystkiego co aktualnie robię. Próbuję się pakować, uczyć prezentacji, sprzątać, pisać notkę na blogu, próbuję zmotywować się do rozpoczęcia ogarniania samej siebie, ale niestety to wszystko ciągle jest w proszku. Gratis moja walizka waży zbyt dużo i pojawia się ważne pytanie - co mogę wyjąć? Jak na razie zdecydowałam się na jedne skarpetki. Wskazówka wagi nawet nie drgnęła.
Już za cztery godziny rozpoczynam swoją wakacyjną podróż i totalnie, totalnie nie mogę się doczekać. Będzie cudnie, nieziemsko, wspaniale - tego jestem pewna.
Nie kupiłam zupech chińskich.
ZAPOMNIAŁAM IŚĆ DO KOSMETYCZKI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Nie umiem prezentacji, nie mam pojęcia o co chodzi w uczeniu wycinania śnieżynek, wizja Ostrowca wywołuje u mnie śmiech nie do opanowania, ale będzie dobrze, pewnie, że będzie.

21.10 - najważniejsza data w moim życiu.
Uwielbiam deser czekoladowy z bitą śmietaną i owocami zamiast orzechów, uwielbiam zjadać frytki z talerza B., uwielbiam wyjadać palcem sosy, uwielbiam wszystko, co miało dziś miejsce!

Idę sobie już, dokończyć pakowanie, wykąpać się, ogarnąć fejsa i zabrać swoje cztery litery pod Broniewski, a potem już nie myśleć.

wtorek, 18 października 2011

Cudownie ;)

Jestem zmęczona, a jednocześnie pełna energii. Nie chcę mi się nic, a jednocześnie mam ochotę przenosić góry. Denerwuję się, a jednocześnie śmieję się wniebogłosy. Takie skrajności, ot co.

Wyjeżdżamy o 2.15. tak więc jeszcze tylko trzy dni i odpoczynek, odpoczynek, odpoczynek, odpoczynek. Najbardziej cieszy mnie obecnie fakt, że do piątku będę jedynie na dwóch lekcjach.!

Nie chce mi się brać za angielski, nie chce mi się! Muszę, a mi się nie chce! Cóż, coś wymyślimy, coś zawsze da się wymyślić ;)

Wczoraj skończyłam siódmy sezon DH i jestem po prostu wniebowzięta!

Cudownie, cudowne ;) Wszystko jest po prostu cudownie ;)



poniedziałek, 17 października 2011

Coraz bliżej :)

Zimno. Bardzo zimno.
Dzisiaj niestety nie gościłam w szkole, gdyż miałam wcześniej umówioną wizytę u okulisty, gdzie po raz kolejny okazało się, że ja nie mieszczę się w żadnych ramkach normalnego pacjenta, a mój cały organizm jest tak samo nieogarnięty jak psychika.
Długi weekend spędziłam właściwie tylko i wyłącznie w sklepach, sklepikach, bazarach itp. Do szalu doprowadza mnie fakt, że jak ja chcę coś kupić, to nie ma totalnie nic, a gdy tego nie potrzebuję znajduję tak cudowne okazy, że mam wrażenie, że wykonane są ze złotych nici i jedwabiu. Taka ironia losu, ot co.
Uzależniłam się od tej piosenki.
 Tymczasem idę sobie zrobić kawę, obejrzę DH i wezmę się za naukę, której mam totalny ogrom, a w ogóle nie chce mi się za nią wziać.
Już w czwartek jedziemy na zdjęcie szwów - czyż to nie cudowne?!

piątek, 7 października 2011

Jestem w totalnej dupie z wszystkim. Przez ostatnie dwa dni nie funkcjonowałam zbyt sprawnie, przez co nie mogłam się na niczym skupić i pogłębiłam swój zawalony stan ,,wyrobienia". Mam masę zaległych spraw do zrobienia, począwszy od wysłania listów (zapominam zawsze, po czym udaję, że wysłałam, a tam mają burdel i nie potrafią ogarnąć papierów), po zaległe klasówki, na które materiału nie ogarniam. Do tego jutrzejszy dzień wyjęty z życiorysu, jeśli zdążę ze wszystkim to jestem jakimś superszybkim i zorganizowanym człowieczkiem. Musiałam dziś opuścić swoje cieplutkie łóżeczko, gdyż okazało się, że w swym nieogarnięciu zapomniałam, że nie zapłaciłam na półmetek. Jak dobrze, że ludzie są wyrozumiali.
Pomimo tego wszystkiego jestem jednak bardzo zadowolona, gdyż udało mi się nawiązać kontakt z dziewczyną, u której będę mieszkała we Włoszech. Ma kota, cztery psy, rybki i żółwie. A ja myślałam, że mam małe zoo.

Strasznie cieszy mnie perspektywa tygodniowego oderwania się od tego wszystkiego już za 14 dni.

3majcie się cieplutko :)

środa, 14 września 2011

Nie mogę się dziś do niczego zmobilizować. Nawet gdy zaczynam się uczyć robię to opornie, skupiam się na wszystkim innym poza tekstem i zadaniami. Jest 14 wrzesień, a ja już odczuwam zmęczenie materiału.
Jutrzejszy dzień będzie istną katorgą, drogą przez mękę. Wychodzę do szkoły co prawda dopiero o 8, ale wracam ok 17.20. Coś czuję, że mój mózg przestanie funkcjonować w okolicach 15.
Nie tyko ja mam kiepski dzień, Zara również. Ona jednak ma ciekwsze zajęcie niż ja : mianowicie odciąganie mnie od nauki.








Zara poszła spać, ja idę się uczyć.

wtorek, 13 września 2011

Yes.

Udało mi się dziś wrócić do domu dużo wcześniej niż normalnie i postanowiłam wygospodarować te 10 minut na napisanie nowego posta. Jestem zmęczona, marzy mi się móc przespać dłużej niż 6 godzin, poczytać coś innego niż okropnie nudnego Mickiewicza, a w wolne chwili obejrzeć DH, zamiast rozwiązywać zadania z matematyki. Cóż, wszystko robi się po coś.
Obecnie żyję już jedynie nadzieją na październikowe wakacje. To będzie cudowne mieć świadomość, że IIa uczy się historii, a ja poznaję ludzi z całego świata.
Wielki krokami zbliża się również półmetek, a ja nie mam pojęcia co na siebie założę. Zastanawiam się, czy wybrać coś z tego co leży w mojej szafie, czy jednak zdecydować się na coś nowego. Najbardziej denerwuje mnie w sukienkach to,  ze kupuje się je tylko ,,na jedną noc".
Wracam na ziemię, miłego popołudnia.
3majcie się cieplutko.


Nie lubię ludzi, którzy zmieniają zdanie w zależności od pory dnia i grona słuchaczy.

piątek, 9 września 2011

We're in Milan?

Jestem tak okropnie zmęczona, że nie mam siły ruszyć ani ręką, ani nogą. Ten tydzień mnie wykończył, a dzień wczorajszy i dzisiejszy był już jakąś totalną kumulacją wszystkiego co złe.
Mianowicie : wczoraj wyszłam do szkoły o godzinie 7.30, wróciłam o 14.58, a już o 15.01 miałam autobus z powrotem. W trzy minuty zdążyłam się przepakować, zjeść 4 pierogi i dobiec na autobus, podziwiam siebie. Dzisiaj znów poszłam do szkoły na godzinę zerową, wyszłam z niej o 8, na 8.50 miałam umówioną wizytę u lekarza, z tamtą znów do szkoły, po szkole dom i godzina szybkich porządków w pokoju, a później jeszcze zakupy, które nie mogły już dłużej czekać, bo bałam się, że pewnego dnia  wrócę do domu z dziurą w bucie, a kot w kuwecie zamiast żwirku będzie miał ziemię z kwiatka.
Humor poprawia mi jedynie fakt, że NIE MUSZĘ UCZYĆ SIĘ NA WTORKOWĄ HISTORIĘ!, i w środku października będę miała cudowne tygodniowe wakacje.
Wiem, że brzmi to okrutnie w piątkowy wieczór, ale idę się uczyć.

środa, 7 września 2011

I don't know.

Nie miałam czasu wejść tutaj przez ostatnie dni, ba, nie miałam nawet czasu włączyć komputera, żeby przejrzeć strony, od których jestem totalnie uzależniona. Dziś jest troszeczkę luźniej, znalazłam nawet czas, żeby coś tutaj napisać.
Ostatnio wszystko układa się nawet lepiej niż dobrze, spotykam cudownych ludzi i wszędzie czekają na mnie genialne niespodzianki. Nie jestem przesądna, więc nie wierzę, że pisząc coś takiego zapeszę. Uważam, że ludzie powinni obnosić się ze swoim szczęściem, bo jest to bardzo ulotny stan, a może akurat uda nam się zarazić kogoś pozytywnym nastawieniem do świata.
Jutro mam dosyć duży problem - mianowicie wracam ze szkoły o 15.00, a już 15.06 mam autobus na matematykę. Nie wiem co z tym fantem zrobię, ale zaczynam się tym naprawdę poważnie martwić. Gdy umawiałam zajęcia byłam przekonana,  że kończę 13.30, a tu psikus, jednak 14.20.

Czuję, że mama robi gofry. Mmmm, jak pięknie pachnie! Mam nadzieję, że właśnie narobiłam wam na nie ochoty. Najlepsze są z bitą śmietaną, prawda?
3majcie się cieplutko :)

niedziela, 4 września 2011

Hammer.

Właśnie się poddałam, rzuciłam zbiorkiem od matematyki i doszłam do wniosku, że albo ja jestem jakimś super młotkiem, albo ludzie są superbohaterami i są w stanie ogarnąć to wszystko. Nie potrafilam rozwiązać nawet jednego zadania, mam więc jedynie 20 miesięcy na to, aby zrozumieć to, co jest obecnie dla mnie czarną magią.
Próbuję sobie znaleźć jakiś autobus, który nie będzie mi wykradał 40 minut z życiorysu, ale cóż, nasze MPK funkcjonuje w ten sposób, że wszystkie autobusy jadą na raz, a później przez godzinę nie ma nic. Nerwy zaczynają mi już powoli puszczać, bo i tak widzę, że będzie mi brakowało w dobie jakichś sześciu godzin, a jak sobie pomyślę, że przez komunikację miejską muszę tracić cenną godzinę z tych 24, to po prostu trafia mnie szlag.
Pomimo tego wszystkiego jestem niezmiernie szczęśliwa, gdyż Zara po sześciu dniach męczarni znów jest kochanym kotkiem, który mnie gryzie, drapie i warczy jak pies. Brakowało mi tego.

Każdy popełnia błędy. Jednak ja mam pewność, że mam sumienie.

sobota, 3 września 2011

Mistakes.

Jako ludzie jesteśmy bardzo ułomni. Często popełniamy błędy i później nie marzymy o niczym innym jak tylko o możliwości cofnięcia czasu. Choć o kwadrans, pół godziny. Tylko po to, by móc zawrócić wypowiedziane słowa, zatrzymać natłok myśli i po prostu krzyknąć STOP temu wszystkiemu. Nasz wrodzony egoizm i bezmyślność popycha nas do tak okrutnych zachowań, że sami nie poznajemy siebie. W takich momentach wybucha w nas gormadząca się gorycz, chęć dominacji i sukcesu. Nie odwracamy się za siebie, nie myślimy o uczuciach innych osób. Ranimy tak bezdusznie, że dzikie zwierze uciekłoby spłoszone wydząc całą sytuację.
A potem tylko marzymy, by cofnąć czas, choć o kwadrans, choć o pół godziny...

piątek, 2 września 2011

People.

Są ludzie, którzy zrobią bardzo wiele, by zostać docenionymi. Potrafią uśmiechać się we właściwych momentach, pomimo uczuć, które kłębią się gdzieś głęboko w nich, potrafią kłamać i robić rzeczy sprzeczne z samym sobą. Sami są hipokrytami, a tak odważnie oskarżają o to innych.
Są też ludzie, którzy lubią, gdy inni czują się winni. Zamykają się w sobie uważając, że takie postępowanie może wzbudzić jeszcze większe zainteresowanie otoczenia. Budują w okół siebie bardzo gruby i wysoki mur, w którym zostawiają sobie szparę na to, by obserwować ból innych, ale nie budują drzwi, przez które moglibyśmy wejść z pomocą.
Są ludzie, którzy zawsze się uśmiechają. Ich śmiech słyszymy w naszej głowie, gdy jest naprawdę źle, a wtedy dodaje nam on siły.
Są ludzie, którzy pomimo swej zewnętrznej zimnej otoczki, są wspaniali i ciepli. Potrafią poświęcić wiele dla przyjaciół, ale nie dają się im bezmyślnie wykorzystywać. Potrafią rozróżnić dobro od zła, potrafią znaleźć ludzi, którzy nie proszą o pomoc, ale bezgłośnie krzyczą o nią ich oczy,
Są ludzie, którzy innych mają za nic. Kopią tam, gdzie najbardziej zaboli. Wiedzą jak i gdzie uderzyć, bo swoją strategie tworzą latami i z każdym dniem ją ulepszają.
Są ludzie tacy jak ja, którzy lubią obserwować innych i nie szufladkować ich, ale w każdym dostrzec tę specyficzną część, która sprawia, że drugi człowiek staje się wyjątkowy, bez względu na to, czy jest zły, czy dobry, zimny, czy gorący. Bo przecież nie ma ludzi idealnych, ale z całą pewnością każdy jest inny.








środa, 31 sierpnia 2011

Smile.

Od wczoraj nie miałam ani chwili czasu, by usiąść przed komputerem i napisać cokolwiek na tym blogu. Dziś załatwiłam rano wszystkie sprawy, które nie mogły już dłużej czekać, a później lody i miłe popołudnie z B. Wieczorem wybrałam się jeszcze z mamą na zakupy, taraz już siedzę totalnie zrelaksowana i czekam, aż wyschnie lakier na moich paznokciach.
Jutrzejszy dzień zapowiada się równie ciekawie, jedynym zgrzytem może być wizyta u lekarza, na którą biegnę zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego. Nie wiem, jak to będzie wyglądało, ale prawdopodobnie już w piątek nie będzie mnie na pierwszych lekcjach.  Taki żart sobie los zrobił, poczucie humoru mu się wyostrzylo gdy przyszedł wrzesień.
Jeśli sobie tutaj to napiszę, napewno nie zapomnę: wyślij listy, wypełnij zaległe ankiety i sprawdź te wypełnione.
Jestem już dosyć zdesperowana, ponieważ prawdopodobnie zgubiłam obrączkę, która naprawdę niesamowicie lubiłam i miała dla mnie ogromną wartość. Jestem na siebie o to okropnie zła, jak mogłam być tak głupia.
Miłego dnia jutro wam życzę, 3majcie się cieplutko :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Better.

Czuję się troszkę lepiej, mam nadzieję, że z każdą chwilą będzie choć odrobinę mniej bolało. Wyrwałam się z domu spotkać z B., poszliśmy na spacer i lody, choć na kilka godzin udało mi się zapomnieć, że nie prześpię tej nocy spokojnie. Wcześniej wpadła P., odstresowała mnie, jak zawsze ona. To tak strasznie pozytywny człowiek, który zawsze sprawia, że patrzę na wszystko jakoś bardziej kolorowo.
Kotu totalnie odbiło, co martwi mnie, bo jest ona przecież jeszcze mała, nie potrafi powiedzieć, co ją boli, co jej przeszkadza. Mam nadzieję, że jutro będzie już tylko lepiej.
Mam zamiar w najbliższych dniach troszkę tego bloga zmienić, jeszcze nie mam kompletnej wizji, ale zrobimy ,,burzę mózgów" i będzie super.
3majcie się:)

Never say never.

Miałam wczoraj rację, dzisiaj też będzie koszmarne. Do tego dobija mnie pogoda, to, że jeszcze tylko przez dwa dni nie usłyszę tego przeklętego budzika i to, że nie mogę zjeść nawet czekolady, bo jest niestety zbyt twarda.
Pewne słowa dały mi wczoraj wiele do myślenia, kompletnie namieszały w głowie i sprawiły, że teraz to już naprawdę nic nie wiem. Poświęciłam kilka dobrych miesięcy swojego życia, by wbijać sobie pewne prawdy do swojej głowy, a teraz to wszystko pękło jak bańka mydlana. Cóż, trzeba być konsekwentnym i wytrwałym. Wiem jednak, że marzenia się spełniają, ale trzeba troszkę pomóc szczęściu. Nie można czekać na okazje, okazje trzeba tworzyć. A ja obiecuję wam wszystkim, że stworzę ich sobie miliony, bo wolę żałować, że się nie udało, niż żałować, że nie spróbowałam.
Tymczasem muszę się jakoś zebrać w sobie i załatwić wszystkie niezałatwione sprawy. Choć naprawdę mi się nie chcę, to ruszę wreszcie tyłek i zrobię co mam do zrobienia, by później mój sobie usiąść i dalej myśleć, co zrobić, by nie żałować.
Zara śpi, zresztą ona głównie śpi.
Trzymajcie się cieplutko :)

niedziela, 28 sierpnia 2011

I'm dying.

Totalnie koszmarny dzień, koszmarne wczoraj i z całą pewnością równie koszmarne będzie jutro. Nie jestem w stanie otworzyć ust, żeby wyraźnie wypowiedzieć zdanie, wziąć do ust kanapkę lub po prostu żuć gumę. Nic. Z każdą godziną jest gorzej i mam wrażenie, że za chwilę moja twarz rozpadnie się na dwa kawałki (o czym właściwie marzę). Tak się składa, że na świat przychodzi właśnie ,,ósemka", dając mi przy tym niesamowity wycisk. Miałam wczoraj nadzieję, że noc przecierpię i od rana będzie spokój. Nic bardziej mylnego. Zdrętwiało mi pół twarzy, boli mnie nawet oko i gardło. Nie wiem, czy to normalne, ale naprawdę chyba zaraz wyrwę sobie wszystkie zęby i wytnę dziąsła, żeby nie oszaleć. Łyknę zaraz kolejne proszki i postaram się usnąć (wiem, łudzę się). Nawet kot się mnie boi teraz. Chyba jednak umrę.

piątek, 26 sierpnia 2011

Super size me.

Po obejrzeniu filmu pt. ,,Super size me" cały czas nie mogę sobie uświadomić, jak coś takiego jest możliwe i dlaczego to nie jest zdelegalizowane. Pomyśleć, że lubiłam czasem wpaść do Mc na jakąś kanapkę lub nuggets'y, które jak się okazało przygotowywane były ze starych kur, które nie chciały już znosić jajek. Ten film naprawdę trzeba obejrzeć, mnie całkowicie zmienił postrzeganie na niektóre sprawy. Zawsze oczywiście wiedziałam, że takie jedzenie jest niezdrowie, ale jak każdy tłumaczyłam sobie ,,A co jest dzisiaj zdrowe?". Jakiż to był błąd. Przecież nawet gdybym przez miesiąc jadła wyłącznie słodycze, nie doprowadziłoby to do takiego zniszczenia, totalnej destrukcji, katastrofy. Polecam bardzo. Warto również zwrócić uwagę na temat poruszony w filmie : jedzenie w szkołach. Już małe dzieci PASIE się batonikami, czekoladkami, chipsami i innym świństwem, więc skoro rodzice, babcia dawali im to od małego, to dlaczego sami mają po to nie sięgać w przyszłości? Katastrofa. Nie chodzi tu o popadanie w żadne skrajności, każdy wie, jak pyszna jest czekolada i ja sama nigdy nie potrafiłabym się jej wyrzec, ale trzeba znaleźć właśnie ten złoty środek na wszystko, bo można samemu zabić siebie.






Love,

Włączyłam komputer z zamiarem dodania zdjęć nowych ciuchów, aczkolwiek okazało się, że tata zabrał aparat do pracy i niestety nic z tego nie wyjdzie. Cóż, spróbuję wieczorem :)
Zara śpi, zmęczyła się chyba demolką w moim pokoju,  ja czekam na B., który jest tak bardzo kochany, że załatwia za mnie wszystkie sprawy, które nie mogą czekać, a mnie się najzwyczajniej w świecie nie chce. Przecież już za tydzień szkoła, muszę się wylenić tyle, żeby starczyło mi na cały rok :)
KOCHAM LODY ŚMIETANKOWO KORÓWKOWE Z ALGIDY!


czwartek, 25 sierpnia 2011

Nice.

Ostatnio przez jedną z moich notek mogłam stracić kogoś naprawdę wartościowego. Proszę was więc, nie bierzcie tych wszystkich słów do siebie, nie piszę tu raczej o osobach, które mogą tu zaglądać. W razie jakichś niejasności proszę pytać, wszystko wyjaśnimy. Szczerość przede wszystkim.
Bardzo miło spędzone przedpołudnie na rozmowach z I., która wpadła dziś do mnie. Nie widziałyśmy się chyba naprawdę z milion lat i cudownie było powspominać stare, dobre czasy.
Kilka zdjęć z ostatniego wypadu do K.



3majcie się cieplutko :)

Awake.

Właśnie zostałam obudzona przez Zarusię, która urządziła sobie polowanie na moje stopy, a gdy już zjadła, to teraz chce, żeby ją głaskać. Chyba muszę wypić jakąś dużą kawę, aby nie usnąć na stojąco w trakcie dnia. Wczoraj u wet. była bardzo grzeczna. Swoją drogą bardzo gorąco polecam gabinet weterynaryjny M-Wet, a ulicy Nałkowskiej 3 - super profesjonalna obsługa, a Zara od razu polubiła swojego pana doktora.
3majcie się cieplutko :)


środa, 17 sierpnia 2011

See you.

Cierpię na jakąś okropną bezsenność. Chyba odespałam już cały rok szkolny, bo aktualnie 7 godzin snu w zupełności mi wystarcza. Ma to oczywiście swoje plusy i minusy - ogólne mam jednak więcej czasu na robienie jakichś super twórczych rzeczy, więc oceniam tę przypadłość pozytywnie.
Coś na dzisiaj:

Mam nadzieję, że wszyscy wykorzystacie ten dzień na wylegiwaniu się na słońcu i produkowaniu jak największej ilości witaminy D. Jeśli ktoś spędzał te wakacje w Polsce, z całą pewnością cierpi na jej poważny niedobór.
Tymczasem ja czekam na telefon od B. i dokładne instrukcje, bo nie mam pojęcia co teraz ze sobą zrobić. Pooglądam więc może GnW. Uzależnienie dotyczy nie zawsze tylko papierosów, alkoholu, czy żetonów. U mnie objawia się silną potrzebą 43 minut świętego spokoju.
3majcie się cieplutko:)

wtorek, 16 sierpnia 2011

Make me stronger.

Ta noc była koszmarna. Po wypiciu wczoraj kilku kubków kawy, w ogóle nie mogłam spać. Przez dwie godziny przewracałam się z boku na bok, co jakiś czas podnosząc się i szukając komara, który ugryzł mnie w czoło!. Cóż, człowiek uczy się na błędach.
Humor poprawiają mi jedynie cudeńka kupione wczoraj, za napraawdę bardzo niewielkie pieniądze.


Okropnie lubię kupować biżuterię, taką, jaka jest ,,unikatowa", bo ktoś z pasją i talentem jest tak dobry, że postanawia sprzedawać swe rękodzieło.

Zakupy, które planowałam od dawna zrobiłam dziś, więc jedna rzecz już z głowy :) Teraz muszę tylko wybrać zdjęcia na stronę, opisać je, zrobić małe pranie, i zacząć się powolutku panować.
Aktualnie czekam na M., która mam nadzieję przywiezie mi kosmetyki i zmusi mnie tym samym do założenie wierzchniego odzienia i na B. który ma po protu być tu i poprawiać mi samopoczucie.
3majcie się cieplutko :)

PS. Mógłby mi ktoś podrzucić dzisiejszy numer Newsweek'a, bo zapomniałam kupić i czuję się przez to bardzo niekomfortowo.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Go away.

Chyba nie mam siły po dzisiejszym dniu :) Ale lubię to uczucie, gdy nogi mnie bolą, a wewnątrz kipię energią na całego. Miło jest spędzić czasami dzień z rodziną odcinając się od wszystkiego i wszystkich.
Chciałabym czasami wyjechać na jakąś bezludną wyspę, bez facebook'a, telefonu, gazet, bez spamu na poczcie, bez pieniędzy, tylko i wyłącznie z dobrą książką. Ludzie mnie tak skutecznie do siebie zniechęcają. Staram się, aby niektórzy poczuli moją niechęć, to, że nie mam ochoty z nimi rozmawiać i spędzać czasu, a oni ciągle lepią się jak rzep do psiego ogona i udają przyjaciół. Nie wierzę w tę instytucje, nie wierzę  w głębsze relacje między ludzkie - wyjątkiem jest jedna, którą osobiście idealnie stworzyłam. Chciałabym tylko,  móc odciąć się od tego wszystkiego, spojrzeć na to z góry, z dystansem i ocenić ,,na zimno". Bez zbędnych emocji, których zresztą również nie jestem fanką,Nieważne.
 Nasz wyjazd prawdopodobnie przesunie się z wtorku na środę, co skutecznie zepsuło mi już nastrój.
Coś z dziś.

Idę relaksować się z czekoladowymi ciasteczkami zrobionymi własnoręcznie.
Miłego wieczoru:)

czwartek, 11 sierpnia 2011

I like those days.

Zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby dało się cofnąć czas choć o godzinę, i zatrzymać wypowiadane słowa? Co by było, gdyby zamiast w lewo, skręcić w prawo? Co byłoby, gdybyś urodził się w Somalii, a nie w Polsce? Takie pytania ja zadaję sobie codziennie i zawsze odpowiedź na nie jest pozytywna. Nie wiem jak to jest, ale wszystkie moje poważne decyzje zawsze okazują się trafne. Pomimo, że czasem przez dłuższą chwilę myślę, że zrobiłam błąd, to jednak patrząc na to z perspektywy, mogę krzyknąć 'Tak! Udało się!". Lubię takie chwile.
Mam też jedną bardzo złą cechę - uwielbiam mówić ,,A nie mówiłam!". To zawsze wszystkich moich znajomych denerwuje. Wiem.
Dzisiejszy dzień oceniam pozytywnie, załatwiłam parę spraw, które już dłuższy czas wisiały i czekała na swoją chwilę, spotkałam się z P., której oczywiście sprzątnęłam pokój - wiem, masz mnie dosyć, poszłam z B. na pyszną kawę i lody, a teraz leżę i słucham Sade. Czy może być coś piękniejszego?

Próbuję zaplanować nasz wyjazd, znając mnie, to zrobię to z dokładnością co do godziny, aczkolwiek muszę najpierw kupić dużą ilość środków uspokajających, aby B. wytrzymał mój zakupowy szał.

Jutrzejszy dzień będzie wykańczający, dlatego teraz próbuję się zrelaksować i naprawdę porządnie odpocząć.

3majcie się cieplutko :)

wtorek, 9 sierpnia 2011

Runaway.

Coś mi dzisiaj nie gra, wszystko mnie drażni, ciuchy wydają się nie wygodne, a sok zbyt słodki. Nie znam lepszego sposobu na poprawienie sobie humoru niż kawa w moim własnym wykonaniu, nussbeisser i książka, która oderwie mnie od tego wszystkiego, co tak bardzo przeszkadza mi spędzić ten dzień tak jak bym chciała.


Piosenka na dziś to 'Runaway' Honoraty Skarbek Honey. Nie należę do jej wielkiego fanklubu, ale podziwiam, że pochodząca z tak małego miasta dziewczyna wybiła się, robi karierę wbrew wszystkiemu i wszystkim, spełnia marzenia. Bardzo lubię takich ludzi.




poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Come back.

Przeglądając gazetki tesco, biedronki, hurtowni papierniczych, księgarni i wielu innych próbuję właśnie zrobić listę rzeczy potrzebnych mi na nowy rok szkolny. Powinnam załatwić to w tym tygodniu, ponieważ od 16 mnie nie ma, a nie lubię zostawiać takich spraw na ostatnią chwilę. Myślę jednak, że nie uda mi się to, ponieważ moja szkoła ciągle nie podała listy potrzebnych podręczników. Nie wiem co powoduje taki stan rzeczy, ale zaczyna mnie on dosyć mocno irytować. Nie zamieniłabym tego LO na żadne inne, ale  igra ono poważnie z moją cierpliwością.
W sobotę  byłam bardzo podekscytowana robieniem sernika na zimno (z torebki - wiem, to okropne). Staramłam się nawet robić zdjęcia etapami, żeby móc wam go później pokazać, ale zbyt szybko wlałam galaretkę, która opadła na dno zalewając biszkopty i wyszedł tak obrzydliwy, że wstydzę się go tu pokazać. Cóż, życie czasem bywa okrutne - a właściwie galaretki bywają okrutne.
Prawie codziennie zaglądam na bloga prowadzonego przez Kasię Tusk i jej przyjaciółkę. Polecam go bardzo - zawsze można tam znaleźć ciakwe przepisy, mnóstwo modnych ubrań, interesujących książek, a do tego naprawdę bardzo fajne zdjęcia. Niżej umieszczam link:
http://www.makelifeeasier.pl/


Miłego wieczoru :)

czwartek, 4 sierpnia 2011

I like my life.

Dzisiejszy dzień zaczął się koszmarnie. Najpierw obudziłam się o 3.40 cała pogryziona przez komary. Miałam bąble na twarzy, karku, ramionach, rękach, stopach, nogach, dosłownie wszędzie. Wstałam z nadzieją, że dopadnę winowajcę całego zamieszania, ale to wstrętne stworzenie gdy już nasyciło się moją krwią po prostu zniknęło. Usnęłam ponownie z wielkim trudem, gdyż nie jest łatwo powstrzymać się od drapania pogryzionego ciała. Nic więc dziwnego, że gdy wstałam nie byłam w najlepszym nastroju. Do tego wszystkiego nie mogły mi wyjść naleśniki, które - o ironio - postanowiłam przygotować sobie na poprawę humoru. Byłam zła jak osa, krzyczałam na wszystkich, którzy odważyli się do mnie odezwać lub zadzwonić. Nic jednak nie odstresowuje jak porządne napracowanie się. Wzięłam się więc trochę do roboty, włączyłam 'Desperate Housewives' i po prostu nie myślałam. Musiałam załatwić parę spraw na mieście, więc dodatkowy spacer rozładował moje napięcie całkowicie. W drodze powrotnej pozwoliłam sobie oczywiście na kawę z lodami, żeby zapobiec kolejnym nieprzewidzianym wybuchom złości.
Pomimo, że przeszłam dziś chyba wszystkie sklepy w mieście, portfela nie znalazłam. Muszę poczekać jeszcze tydzień, może znajdę coś odpowiedniego w stolicy.
W trosce o swój kręgosłup na zbliżający się rok szkolny zakupiłam plecak. Od noszenia ciężkich toreb zawsze bolą mnie ramiona, a do tego od tych ulubionych zwyczajnie urywają się uszy.  Idealny znalazłam bardzo szybko w big star (nie mam pojęcia jak to odmienić i zapisać), a co najciekawsze był przeceniony, więc sporo zaoszczędziłam na tym zakupie.
Teraz muszę przejrzeć ostatni katalog z Avon'u i wybrać coś dla siebie, co nigdy nie jest łatwe, bo większość kosmetyków powoduje u mnie okropne pryszcze, których nie da się zwalczyć żadną siłą. Teraz więc, gdy powoli dochodzę z nią do ładu nie mogę pozwolić, by zanieczyściła się czymś nieodpowiednim.

Miłego wieczoru wam życzę, ja swój spędzę z ,,Ostatnim Pokoleniem". O właśnie, zauważyliście Wielki kiermasz książki w Biedronce? Wszystkie są za 9,90 zł. i można tam znaleźć naprawdę ciekawe tytuły, idealne na letnie wieczory.

środa, 3 sierpnia 2011

Sway.

Jaki cudowny dzień. Nigdy nie spodziewałabym się, że taką radość może wywołać u mnie słońce, w sierpniu. Cóż, człowiek podobno może przyzwyczaić się do wszystkiego. Ja do deszczu w wakacje jednak chyba nigdy nie przywyknę.
W głośnikach mam teraz Michael'a Buble i ,,Sway", to jeszcze bardziej poprawia mi nastrój.
Jedyną rzeczą, która w ostatnim czasie nie idzie po mojej myśli jest to, że nigdzie nie mogę znaleźć ładnego, sportowego portfela. Mój niestety nadaje się już tylko i wyłącznie do wyrzucenia, ale jak mam to zrobić, skoro NIGDZIE nie ma takiego, który wyglądałby naprawdę fajnie, a jego cena nie była z kosmosu? Znacie może jakiś sklep w najbliższej okolicy lub w internecie, gdzie znajdę coś odpowiedniego?
Swoją drogą, dochodzę do wniosku, że jestem uzależniona od lodów i Latte w Mc'u. Nie ma takiej możliwości, żebym przechodziła obok i przynajmniej nie wzięła tego zestawu na wynos. To zdecydowanie silniejsze ode mnie.


Odwoływanie spotkania na 20 minut przed umówioną godziną jest niegrzeczne, czyż nie?

wtorek, 2 sierpnia 2011

Coffee and ice cream.

Najmilszą chwilą w dniu dzisiejszym była chyba kawa z lodami. To tak cudowne połączenie, że nawet myśl o tym, że wsypuję do tego dodatkowy cukier mnie nie przeraża. W końcu mamy wakacje i cudownie jest dać sobie ze wszystkim spokój i się po prostu odprężyć.

Zauważyłam, że ulubionym sportem coraz to większej ilości ludzi jest... nienawiść. Po prostu. Staje się to tak bardzo absorbujące, że w końcu zapominamy ,,o co poszło", nie staramy się zmienić tego stanu rzeczy. Pocieszające jest w tym wszystkim dla mnie jedynie to, że odwrotnością do miłości jest obojętność. Nienawiść to bardzo silne uczucie i dlatego zawsze możemy cieszyć się, że jednak jesteśmy dla kogoś... wyjątkowi.


Ostatnio moje uznanie zdobyła Caroline Costa - dziewczynka, która zaistniała po swoim występie we Francuskim odpowiedniku ,,Mam Talent".

Tak zaczynała:
 
A taka jest teraz:




Uciekam do łóżka, po cichu liczę, że tam nie znajdą mnie komary.

Sun!

Nareszcie mamy słońce i zaczynam sobie przypominać, że są wakacje. Jakie to cudowne uczucie móc wyjść na miasto w sandałach, rozpuścić włosy i nie martwić się, że za chwile będzie się miało ,,mokrą włoszkę".
Chciałam podziękować tu Bogu za wspaniałych sąsiadów, którzy zawsze mogą poratować człowieka 2 złotymi, gdy przypomina sobie, że w autobusie nie można płacić kartą, a bardzo się spieszy i spacer nie wchodzi w grę. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do plastikowego pieniądza, że miałam dziś w portfelu 37 groszy i przypomniałam sobie o tym na 3 minuty przed autobusem. Teraz czekam na mamę, żebym mogła iść spłacić dług.

Myślałam, że cały dzisiejszy dzień spędzę w czterech ścianach czekając na kuriera, jednak ten spisał się i przyjechał o 13. To był bardzo miły kurier.


Uciekam zrobić sobie kolejną kawę - setną w dniu dzisiejszym :)

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Nails.

Wczoraj dostałam od M. lakiery do paznokci, za które zapłaciłam... 12 zł. To był chyba najbardziej zaskakujący zakup w moim życiu i jestem z niego niesamowicie zadowolona. Wczoraj je wypróbowałam i ku mojemu zaskoczeniu są naprawdę w porządku. Nie widzę ŻADNEJ różnicy miedzy tymi, za które płaciłam kilkakrotnie więcej. Po raz kolejny udowodniłam sobie, że cena nie równa się jakość.


Dzisiejszy dzień był naprawdę miło spędzony, poranny spacer, mały zgrzyt przy odbiorze zdjęć i kolejno wspaniałe popołudnie z B. Mieliśmy robić gofry, jednak zabrakło nam czasu i mam nadzieję, że nadrobimy to jutro.

Próbowałam ostatnio zdobyć listę książek potrzebnych do szkoły, jednak tak owa  nie istnieje. Mogę więc dalej nie myśleć o tym miejscu relaksując się w deszczu. Wiecie, że w lipcu padało przez 21 dni?


piątek, 29 lipca 2011

Jealous.

Walcząc z samą sobą, staram się codziennie wstawać o jak najbardziej przyzwoitej godzinie. Wychodzi mi to nawet całkiem nieźle, co sprawia, że moja samoocena w szalonym tempie rośnie. Jak to niewiele potrzeba, żeby się skutecznie dowartościować.

Pokażę wam kilka zdjęć z dnia otwartego stadionu narodowego, który odbył się w niedziele i zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie.


Trazm muszę doprowadzić do ładu dom, a w następnej kolejności siebie.
Trzymajcie się cieplutko :)

czwartek, 28 lipca 2011

Happy day.

Ostatnie dni mijają mi bardzo pozytywnie. Wszystko mi się udaje (poza dzisiejszym obiadem, który mama dyskretnie wyrzuciła), a do tego mam bardzo pozytywne nastawienie do otaczających mnie zdarzeń i spraw.

Ostatnio przeglądając zdjęcia natknęłam się na te z redakcji Newsweek'a, w której miałam przyjemność być w marcu bieżącego roku. To był naprawdę cudownie spędzony czas, wielu ciekawych ludzi udało mi się tam spotkać i miałam zaszczyt oglądać ich pracę od środka. To naprawdę fascynujące, ile osób pracuje nad stronami, które przeglądam zazwyczaj przy śniadaniu każdego dnia. Podzielę się tu z wami kilkoma zdjęciami, które udało mi się zrobić, przed tym, jak wpadłam w stan takiego podekscytowania, że zapomniałam, do czego służy aparat. - tak właśnie wygląda ten tygodnik przed złożeniem go w jedną, wielką, super składną całość.





Na zdjęciach widać korektę, zmiany wprowadzane przez kilkunastu dziennikarzy tylko po to, by artykuł był bardziej przejrzysty. To wszystko jest naprawdę niesamowite. Myślę, że dzień spędzony w redakcji był jednym z najciekawszych i najbardziej twórczych w moim życiu. Rozmowy z panem Piotrem Aleksandrowiczem - szefem działu biznes, były fascynujące i nigdy nie myślałam, że gospodarka, ekonomia i świat biznesu mogą być aż tak ciekawe.
Mogłabym o tym wszystkim pisać jeszcze wiele godzin, ale myślę, że tych wspomnień po prostu nie da się opisać - tam trzeba być, to trzeba przeżyć.

Tymczasem ja uciekam znów zatracać się w lekturze popijając pyszne latte i zastanawiając się, jakim cudem Sparks zwykłym romansidłem potrafi tak bardzo przykuć moją uwagę.

wtorek, 26 lipca 2011

Guardian angel.

Pomimo wyczerpania, jakie czułam wczoraj zasypiając, dziś obudziłam się bardzo wcześnie. Najwidoczniej już odespałam te 10 miesięcy, gdzie 6 godzin snu to było pełne szaleństwo. Teraz próbuję powybierać najlepsze zdjęcia z ostatnich miesięcy, aby zabrać je do wywołania. Zdjęcia w formie papierowej mają dużo większą siłę, niż te widziane na ekranie komputera.
W niedziele byłam obejrzeć stadion narodowy i muszę powiedzieć, że zrobił na mnie duże wrażenie. Przede wszystkim zaskoczyła mnie organizacja całego wydarzenia, wszytko działało sprawnie, nie było tłoku, przepychanek. Duży plus ode mnie.

Polecam wczorajsze wydanie NEWSWEEK'a, dużo naprawdę ciekawych artykułów i cudownie zrobiony dodatek KOBIETA,

Totalnie uzależniłam się od Desperate Housewives. Oglądam je już w ilościach hurtowych.


Miłego dnia:)

sobota, 23 lipca 2011

People are terrible.

Czy nie zastanawialiście się nigdy nad tym, jak perfidni i okropnie potrafią być ludzie? Takiej porcji nienawiści, tłumionych złych emocji, nie może w sobie nosić żadna istota na tej ziemi poza człowiekiem. Pies gdy jest zły to gryzie. Wiesz wtedy kto Cię ugryzł, wiesz również, że nie ugryzł Cię bez powodu - może wtargnąłeś na jego terytorium, może nadepnąłeś na jego łapę. Pies zawsze ma powód. Podobnie jest z kotami, szczurami, krokodylami i wszystkimi innymi istotami ze świata zwierząt. Człowiek taki nie jest. On będzie się do Ciebie uśmiechał, będzie mówił, że się nie gniewa i wszystko jest w porządku, czasami będzie Cię nawet wspierał, ale tylko po to, by w jak najmniej spodziewanym momencie wbić Ci nóż prosto w serce.
Zawsze bawiło mnie, w jak subtelny sposób ludzie potrafią okazywać swą niechęć. Najbardziej cieszy wtedy, gdy uda się ,,przyjaciela" ośmieszyć w towarzystwie lub tam, gdzie będzie mogło to zobaczyć bardzo wiele osób.  Jedno słowo, źle wymówiony wyraz w innym języku wystarczy, by nasz ,,zaufany człowiek" miał niezłą zabawę. Subtelne, ale jakże skuteczne.

Jestem bardzo zmęczona dzisiejszym dniem. Jutro czeka mnie podróż do stolicy, ale wracam już w niedziel.
Zostawiam was z piosenką, która kojarzy mi się z wieloma ciekawymi sytuacjami z ostatniego czasu.

czwartek, 21 lipca 2011

Day of the computer.

Dzisiejszy dzień postanowiłam poświęcić na doprowadzenie do ładu mojego komputera. Odkąd wrócił z serwisu (co nastąpiło jakiś miesiąc temu), nie miałam czasu na zajęcie się nim i wgranie wszystkich potrzebnych programów, muzyki, zdjęć. Bardzo wiele rzeczy uległo całkowitemu zniszczeniu i niestety nie uda mi się już nigdy ich odzyskać. Siedzę więc tak już kolejną godzinę i wgrywam aktualizacje, nowsze wersje i wszystko co jeszcze może w jakiś sposób poprawić jego działanie. Wyrzuciłam już chyba jakieś milion płyt, które były tak stare, że nawet nie dało się ich odczytać. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu udało mi się odnaleźć mnóstwo starych zdjęć, filmów, o których istnieniu całkowicie zapomniałam.

Tymczasem wypijam kolejną szklankę Leona i zaczynam przeglądać następne płyty w poszukiwaniu czegoś cennego :)

środa, 20 lipca 2011

I'm fed up.

Każdy ma swój sposób na gorszy dzień. Jedni dobijają się słuchaniem smutnej muzyki, inni idą na zakupy, kolejni muszą wypłakać się przyjaciołom. Ja mam na to jednak swoją idealną i jedyną w swoim rodzaju metodę - gotuję.

Już wczoraj postanowiłam nastawić budzik na 8.30, ponieważ od jakiegoś czasu miałam wyrzuty sumienia, że sypiam do południa i marnuję tak wiele cennego czasu. Tak więc pierwszą myślą po obudzeniu było to, że przyjemnie byłoby zacząć dzień od zjedzenia pysznych naleśników w dżemem truskawkowym domowej roboty. Z racji, że staram się w miarę możliwości spełniać wszystkie zachcianki, zeszłam na dół, wyjęłam mikser i rozkoszowałam się zapachem mleka, mąki, jajka i innych składników, z których miały powstać moje naleśniki. Powstało ich tyle, że z całą pewnością najadło by się nimi pół wojska. Udało mi się również odkryć, że równie świetnie smakują posmarowane fantazją z orzechami w czekoladzie. To był miły poranek, lubię jeść naleśniki i czytać poranną prasę, wyciszając do minimum swoje myśli.
W akcie desperacji postanowiłam posprzątać i zrobić wielkie prasowanie.  Mój wrodzony masochizm domagał się jednak kolejnych poświęceń, czemu sprzyjał fakt, że zbliżała sie pora obiadu. Wyjęłam więc zeszyt z najlepszymi przepisami mamy i znalazłam w nim prawdziwą perłę - zupę meksykańską. Nazwa nie do końca odzwierciedla to, czym owo danie jest, gdyż w prawdziwej meksykańskiej restauracji używa sie przynajmniej kilkudziesięciu rodzaju papryczek, ja miałam jedną - z torebki. Wzięłam jednak 7 ziemników, 3 marchewki, puszkę kukurydzy, czerwonej i białej fasoli, sok pomidorowy i wiele innych i znów wyłązyłam myśli. Gotowałam tę zupę ponad dwie godziny, wypłakałam sobie oczy, gdy musiałam pokroić 7 cebul, ale stało się to dla mnie swego rodzaju katharsis. Zupa wyszła naprawdę pyszna i jestem z siebie dumna.

Obejrzałam dziś również niezliczoną ilość odcinków ,,Gotowych na wszystko". Ten serial ma na mnie działanie niesamowicie odstresowujące. Chyba już zawsze będzie śniła mi się Bree Van De Kamp, która od zawsze jest moją ulubioną serialową bohaterką.

Tymczasem piję kawę i przeglądam stare zdjęcia, z których muszę wybrać swoje ulubione i zanieść do wywołania. Doszłam bowiem do wniosku, że zdjęcia oglądane na ekranie komputera mają taką samą wartość jak e-booki, których jestem zagorzałą hejterką. Zdają egzamin jedynie w podróży, a domu, przy kawie i czekoladzie dobrze jest czuć zapach papieru.

piątek, 15 lipca 2011

Harry Potter.

Jestem niesamowicie podekscytowana, a zarazem jest mi bardzo smutno, że już za kilka godzin obejrzę ostatnią część przygód Harrego Pottera. Czytałam te książki od dziesięciu lat, raz po raz, na pamięć znam niektóre dialogi i ulubione fragmenty. Na każdy film czekałam z utęsknieniem, porównując go później z książką. To wszytko tak po prostu ma się dziś skończyć? Nie.
Harry Potter ukształtował światopogląd wielu moich rówieśników, był dla nich czymś więcej niż tylko książkowym bohaterem. Kto z nas w dzieciństwie nie marzył o liście ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie? To takie piękne wspomnienia. Ta książka uczyła nas wrażliwości, ukazywała, jak dobro potrafi triumfować nad złem. Ta piękna historia nigdy się nie skończy. Zawsze będziemy wracać do książek o Harrym, Ronie i Hermionie, zawsze będziemy wyobrażać sobie ten świat, który nasza wyobraźnia sama namalowała, jeszcze przed obejrzeniem filmu.

Zastanawiałam się ostatnio, który tom przygód Harrego jest moim ulubionym. Nie znalazłam odpowiedzi. Na każdy z nich patrzę z innej perspektywy, poznawałam go w innych momentach mojego życia. Cóż, inne spojrzenie na świat ma się w wieku 7 i 17 lat. Moim zdaniem najpiekniejsze w tym jest jednak to, że zawsze potrafiłam się zatracić w tym bajkowym świecie, bez wględu na czas i miejsce przerzucania kolejnych stron Pottera.  Często byłam rozczarowana filmem - reżyser miał inną wizję tej historii niż moja wyobraźnia, a moim zdaniem jej scenariusz był zdecydowanie ciekawszy.
Mam nadzieję, że jeszcze przez wiele lat będę mogła zarażać dzieci i dorosłych moją pasja do Harrego - ta książka przecież nie ma granic.
Ostatnia część, a właściwie druga część ostatniej części, stanie się dopełnieniem tej wspaniałej opowieści. Opowieści, która tak wielu ludzi z całego świata prowadziła przez życie. Bez względu na wszystko, Harry zawsze będzie miał dziesiątki milionów fanów na całym swiecie, którzy będą w stanie poświęcić wiele, by przeżyć z książką kolejną ciekawą przygodę.

czwartek, 7 lipca 2011

Active.

Jestem w siódmym niebie, ponieważ wreszcie mamy słońce! Brakowało mi go przez prawie dwa tygodnie, więc czymś cudownym jest fakt, że znów się pojawiło..
Jestem w bardzo dobrym humorze, pomimo tego, że wstałam dziś o 8! Bolało, bardzo bolało, ale czego nie robi się dla chwili przyjemności. Wybrałyśmy się z Pauliną na basen, a że to nam się udało, to prawdziwy cud, gdyż wstała ona o godzinie 9.26, a autobus był 9.30. To się nazywa być superbohaterem.
Nie pływałam już całe wieki, więc dosyć niepewnie czułam się w wodzie, aczkolwiek liczę, że z każdym razem będzie lepiej. Na basen w naszym niewielkim mieście trzeba chodzić jak najwcześniej, godzina 10 to już zdecydowanie za późno, ludzi jest coraz więcej, trudno jest się swobodnie poruszać.
Jutro planuję jakieś małe zakupy, potrzebuję pomarańczowych szortów i sukienki.

środa, 6 lipca 2011

Scammers.

Relacje międzyludzkie to ta cząstka świata, która niezmiernie mnie interesuje. Codziennie mam okazję patrzeć na ludzi, którzy w zależności od sytuacji przybierają różne maski i najciekawsze w tym wszystkim zawsze jest dla mnie to, czy kiedyś będę miała okazje zobaczyć ich prawdziwą twarz.
W ostatnich dniach gdy jechałam autobusem widziałam grubkę znajomych. Niby nic dziwnego, rozmawiali, śmiali się. Aczkolwiek za każdym razem, gdy któraś z tych osób opuszczała autobus pozostali uciniali sobie niekoniecznie przyjemne rozważania na jej temat. Działo się to bez większych zakłuceń - wysiada osoba, wrzucamy ja sobie na tapete, najchętniej obrażamy, wysiada kolejna, zapominamy o poprzedniej - zajmujemy się czymś świeżym. Zaskoczyła mnie w tym wszystkim jedna rzecz - żadna z tych osób nie zdawałą się sądzić, że kolejną będzie właśnie ona, bo jej przystanek jest najbliżej. Nie wiem, czy było to spowodowane ograniczoną percepcją umysłową, czy tez naiwnością, że jest się dla grupy tak ważnym, że nikt nie odważy się rozpocząć rozmowy na jej temat.Obie te wersje są nieoptymistyczne i przerażają mnie.
Smutne jest w tym wszystkim również to, że jestem pewna, że ja również daję się wplatać w takie gierki. To właśnie dlatego nie wierzę w jakiekolwiek bliższe relacje między ludzkie, we wszelkiego rodzaju potrójne przyjaźnie. Chwilowe znajomości nikogo nie zranią, są zazwyczaj bezinteresowne, gdyż człowiek nie ma czasu na przemyślenie, jakie korzyści mógłby wyciągnąć z takiej relacji.
W ostatnim czasie bardzo rozbawiło mnie, gdy jedna z moich znajomych ze szczegółami opisała mi życie i problemy swych ,,przyjaciół". Ot, tak po prostu, żeby zabić czas krotką opowieścią. Takie sytuacje tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że mam rację, a moje obserwacje są słuszne.
Tymczasem za oknem nadal pada deszcz, a ja dodatkowo czymś się zatrułam i od wczoraj umieram z powodu bólu brzucha.
Sting ostatnio dosyć poważnie wtargnął w moje życie.

wtorek, 5 lipca 2011

Come closer.

Pogoda iście wakacyjna. Nigdy nie spodziewałabym  się, że w dniach 27.06 - 5.07 może padać niemal bez przerwy. Są to dni wycięte z mojego życiorysu. Nie robiłam nic poza tym, że czytałam, czytałam, czytałam, spałam, jadłam, oglądałam House, spałam, jadłam, sprawdzałam Facebook z częstotliwością co 15 minut, jadłam, spałam i tak w kółko. Nie chce mi się nawet uczyć francuskiego, nie robię totalnie nic, co byłoby w jakiś sposób konstruktywne i mogło przynieść pożytek. Z biegiem czasu takie lenistwo zaczyna męczyć. Zdecydowanie brakuje mi również witaminy D, więc z niecierpliwością oczekuję już czwartku, gdy będę mogła wyjść na słońce i po prostu siedzieć. Cudowne.
Poza tym uzależniłam się od maślanych bułeczek zjadanych z dżemem. Pochłaniam ich zastraszające ilości, przegryzając czekoladą.

Coś dzieje się z blogspot, nie mogę wstawić wideo, podaję więc link, do muzyki dziewczyny, która totalnie przez ostatnie dni zawładnęła moim umysłem, jej głos jest dla mnie czymś nieprawdopodobnym.
http://www.youtube.com/watch?v=ZiqzgDmpnqU&feature=relmfu

Trzymajcie się cieplutko :)

,,3096 dni"

Książka, która w ostatnich dniach wstrząsnęła mną nieprawdopodobnie mocno to z całą pewnością ,,3096 dni" napisana przez Natasche Kampusch. Opisuje ona swoją historię od momentu porwania i uwięzienia w 1998 roku, przez swoje życie z oprawcą, aż do uwolnienia 8 lat później. Do książki tej nie da się podejść bez emocji, neutralnie. Czyta się ją całym sobą, niemożliwe jest przerwanie choćby na  chwilę. Czytelnika przeraża świat w jakim żyje bohaterka, sprzeciwia się temu, a jednocześnie zastanawia, jak wiele dziewczynek i kobiet przeżywa podobną gehennę w tej właśnie chwili. Książka jest naprawdę niesamowita i z całą pewnością warta przeczytania.